Malutek ma dziewięć miesięcy. Je od urodzenia, cóż już kilka godzin po porodzie, ledwo otworzył oczy wyraził dobitnie chęć przekąszenia czegoś. Jak każdy nowonarodzony malutek dostał mleko. Malutki lubią mleko, póki malutek jest całkiem malutki mleko jest standardem jego żywienia.
Problem zaczyna się pojawiać około czwartego miesiąca, kiedy to dzieć nieśmiało zaczyna wychylać główkę z wózka. Wtedy to zaczynają pojawiać się pytania: A co on je? Jak to co? Schabowego z kapustą. Proste?
Nie wiem, nigdy nie spróbowałam takiej odpowiedzi, dopiero teraz jestem mądrzejsza. Wtedy też mi się zdawało, że jestem mądra. Przeczytałam dużo mądrych, mądrości i zaczęłam rozszerzanie diety Malutka kiedy ja i on byliśmy gotowi. Zaczęliśmy od marchewki. Szybko okazało się, że do rozszerzania bardziej gotowa była matka niż dziecko. OK, trudno się mówi matka musiała odpuścić. Kolejne próby zostały podjęte kiedy Malutek siedział. I znów marchewka, jabłko, kaszka. Jakoś poszło. Matka pilnie przestudiowała wszelkie wytyczne odnośnie karmienia niemowląt i małych dzieci była więc bardziej mądra niż głupia.
Do czasu.
Do dnia kiedy matka matki zapytała Malutka: A Ty jesz już czekoladki?
WTF pomyślała matka, odpowiedziała jednak zgodnie z prawdą, choć niepytana, że nie, jeszcze nie. (W domyśle-jeszcze długo, długo nie) Pytanie to jakże niewinne rozpoczęło lawinę zdarzeń mniej lub bardziej dla matki niezrozumiałych.
Matka zaczęła się zastanawiać czy Malutek wygląda na niedożywionego, że wszyscy nagle chcą go dokarmiać. O ile pytania babć czy Malutek zje tortu są niegroźne i można je zbyć krótkim nie, to już próby dokarmiania przez obcych bywają dość żenujące.
W życiu przed Malutkowym Matka mało gadała z ludźmi. Bo i po co? Mogła na kilka godzin usiąść z książką na parkowej ławce i nikt matki nie zaczepiał. Odkąd wychodzi do parku z dzieckiem ludność zaczęła zwracać na nią większą uwagę. Nagle obcy ludzie zaczęli mówić matce jakiego ma ładnego Malutka (jakby matka do tej pory o tym nie wiedziała i ktoś jej musiał o tym mówić). Zaczęli martwić się częstym brakiem czapki u Malutka, bo jakże to w kwietniu przy dwudziestu stopniach bez czapki. Aż w końcu zaczęli się żywo interesować menu Malutka.
Malutek lubi bułki, ciemne, białe różne. Nic nie uspokaja i nie zajmuje go tak jak kawał zwykłej buły w rączce. Także buła stała się od pewnego czasu stałym towarzyszem naszych spacerów. Bez buły Malutek nie chce siedzieć grzecznie w wózku. Chce z niego uciec z krzykiem Bajo Mama idę w świat.
Sytuacja wygląda więc tak. Siedzimy sobie w parku słoneczko świeci, a Malutek spożywa swoje drugie śniadanie.
Wtedy zjawia się ona. Jest ich wiele, zazwyczaj można je spotkać w parkach lub placach zabaw. Nazwijmy ją roboczo Babą z parku. Baba z parku to zazwyczaj babcia, ale czasem i matka. Łatwo ją rozpoznać po dzieciach. Dziecko Baby z parku ma zawsze czapkę. Absolutnie Zawsze! Ma też kombinezon zimowy średnio od września do czerwca. Jeśli dziecko Baby z parku jest już mobilne na tyle że chcę się bawić na placu zabaw, Baba uruchamia zestaw standardowych tekstów, pokrzykiwaczy takich jak- Nie biegaj bo się spocisz, nie biegaj bo się ubrudzisz, nie wchodź do piasku, nie biegaj po trawie, nie dotykaj tego itp itd.
Aura tych i podobnych okrzyków towarzyszy Babie, którą dzięki nim można z daleka rozpoznać.
Mnie tam Baby nie przeszkadzają dopóki nie znudzi im się rzucanie poleceń swoim dzieciom i nie przeniosą zainteresowania na inne dzieci. No dobra, szczerze nie interesują mnie inne dzieci. Ale czasem przychodzi ta chwila kiedy Baba zwróci uwagę na moje dziecko. Moje niewinne dziecko, które grzecznie siedząc w wózku je sobie bułkę. Baba patrzy i ze słodyczą w głosie mówi: A smakuje Ci taka sucha bułeczka? Malutek na to eghm. Baba nie rozumie więc ciągnie temat: A nie lepsza by była z szyneczką? Niepytana postanawiam się wtrącić bo widzę, że Baba nie rozumie Malutkowego narzecza. Mówię więc grzecznie, że Malutek szynki nie lubi. Baba zdziwiona. Matka myśli że sprawa załatwiona, a tu zaskoczenie. Baba wyciąga kolorowe zawiniątko i przemawia dalej do Malutka: A może czekoladkę? I wpycha mu coś co w teorii składa się ze szklanki mleka, na które Malutek ma alergię i czekolady, na której temat Matka ma swoje zdanie. Malutek zdziwiony, Matka jeszcze bardziej. Nosz kurdesz, ciśnienie matce skacze do trzystu. Malutek z wrażenia upuszcza ukochaną bułkę. No i stało się Matka przestała być miła.
W tym momencie sceny wypada ją przerwać reklamami, ponieważ to co się wydarzyło, nie nadaje się na blog parentingowy dostępny dla wszystkich bez ograniczeń wiekowych.
Przemyśleń kilka po reklamach.
Niech ktoś mi to wytłumaczy, skąd się biorą takie baby? Skąd w matkach, babkach przekonanie, że jeśli udało im się jakimś cudem odchować już swoje dzieci to nagle stały się specjalistami od wszystkiego? Od karmienia, od kup, od kaszek i kaszelków. Co jest w tych kobietach, że mają potrzebę w absolutnie każdej chwili wtrącić swoje: a moja córka też tak miała, pomogło coś tam. A co mnie to interesuje.
Nie po to stoję z chorym dzieckiem dwie godziny w kolejce do lekarza, żeby jakaś Baba z przychodni (odmiana Baby z parku - specjalizacja medyczna) stawiała mojemu dziecku diagnozę z tyłka wziętą.
Nie po to idę wykupić leki do apteki, żeby Baba z apteki (taki kolejkowy twór, który zawsze stoi za mną) wtrąciła swoje: Tak, tak to super lek, mojemu wnukowi też pomógł. Nooo to świetnie...pytałam? Chyba nie!
Babo, czep się swego ogródka. Karm czym chcesz, lecz czym chcesz, rób co chcesz.
Póki nie krzywdzisz swojego dziecka mam to w nosie i Ty też miej mnie w nosie. Nie marzę o niczym innym.
Myśl sobie, że moje dziecko jest biedne, bo je suche bułki i pije czystą wodę, trudno. Babo chcesz szerzyć swoje teorie, napisz książkę, pisz bloga, albo załóż Kościół Wyznawców Wolnej Biedronki, ale odczep się ode mnie i mojego dziecka.
Amen
A potem się boją dzieci Baby.. ale do czasu. Potem się z niej śmieją. . Przychodzi Baba
OdpowiedzUsuń... ;)
Za dzieciaka straszono mnie Babą Jagą ze strychu, żebym bała się wchodzić po stromycsh schodach.
UsuńA Was czym straszono?
Baba Jaga w pralce mieszka, w piekarniku, w ciemnych miejscach.
UsuńJa to w ogóle uwielbiam folklor. Kiedyś były utopki, wisiele itp. Szkoda że o tym w szkołach nie uczą.
Nie uczą, bo w dzisiejszych czasach to by pewnie podchodziło pod straszenie dzieci. A dzieci straszyć nie można, delikatne teraz są. Kilka niewinnych opowieści a potem odszkodowania i terapie dla całej grupy ;)
UsuńWiesz co Tusia najgorsze jest to , ze ja po którymś razie cytuje "czemu on je suchy chleb" zastanawiałam się co mu tu na to dać bo faktycznie lipa:( także przebywanie w takim towarzystwie długotrwale odmóżdża;/
OdpowiedzUsuńWięcej zaufania do siebie ;)
OdpowiedzUsuńI polecam udawanie głuchoty :P